Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kolejarz jak VIP

Konrad Majszyk 05-11-2009, ostatnia aktualizacja 06-11-2009 18:28

Pociągi Kolei Mazowieckich nadkładają drogi, żeby podwozić pracowników do domu. Nowy prezes chce ucywilizować rozkłady. Rada nadzorcza i związkowcy spróbują go odwołać.

autor: Pasterski Radosław
źródło: Fotorzepa

Senne miasteczko Bobrowniki, cztery przystanki za Skierniewicami. Każdego dnia o godz. 5.36 startuje stąd do Warszawy puściutki piętrowy pociąg Kolei Mazowieckich. Na Dworcu Wschodnim jest o godz. 7.17. Inne kursy tego dnia zaczynają się w Skierniewicach, gdzie znajduje się ruchliwy węzeł kolejowy.

Linia specjalna „prywata”

Z Dworca Wschodniego jeden skład odjeżdża o 15.43 (po pracy). W Bobrownikach jest o 17.25. Według naszych ustaleń, to udogodnienie wylobbował dla siebie i znajomych jeden z prominentnych dyrektorów Kolei Mazowieckich. Codziennie jeździ między domem w Bobrownikach a siedzibą Kolei Mazowieckich przy ul. Lubelskiej 2.

– Część pociągów służy głównie kolejarzom – przyznaje skonfliktowany z kolejowymi związkowcami nowy prezes Kolei Mazowieckich Jakub Majewski. – Rentowność połączenia Bobrowniki – Skierniewice wynosi 9 proc., czyli w 91 proc. trzeba do niej dopłacać – ubolewa.

Absurdów jest więcej. Bobrowniki znajdują się w województwie łódzkim, więc Kolejom Mazowieckim nie przysługuje tam dotacja z urzędu marszałkowskiego na Mazowszu. Po drugie: kursuje tam najlepszy i najdroższy w obsłudze pociąg z taboru Kolei Mazowieckich, czyli bombardier. Przejazd kosztuje ponad 40 zł za kilometr, mimo że przy użyciu składu EN57, czyli tzw. kibla (tak określają go pasażerowie), byłoby to poniżej 25 zł za kilometr.

Jakub Majewski wymienia listę połączeń stworzonych specjalnie dla kolejarzy: np. między Mławą a Iłowem, który jest nazywanym osadą kolejarską (8 proc. rentowności), albo z Górą Kalwarią i Pilawą (20 proc.). Ta ostatnia trasa to absurd: nikt o zdrowych zmysłach nie pojedzie do stolicy z Góry Kalwarii przez Pilawę, bo to naokoło. Ale kolejarze jeżdżą. Dlaczego? Za autobus musieliby zapłacić.

– Mamy też takie połączenia, że w Płocku wsiada dziesięć osób, z czego sześć to kolejarze. W Kutnie dosiada się kolejnych 60 kolejarzy. I to wszyscy pasażerowie – wylicza Majewski.

– To nienormalna sytuacja i marnotrawstwo. Pociąg to nie taksówka – mówi Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych Tor. – Spółka samorządowa Koleje Mazowieckie jest w dość dobrym stanie, ale wciąż widać w niej mentalność z czasów PKP.

Dojazd jak do fabryki

W Kolejach Mazowieckich powstał projekt dużych zmian w rozkładach, który miałby wejść w życie od połowy grudnia. Prezes chce zmniejszyć liczbę „przejazdów służbowych”.

Do największych miast wojewódzkich planuje wypuścić ekspresy regionalne, które będą zatrzymywały się tylko na niektórych stacjach. To pozwoliłoby wreszcie wykorzystać walory piętrusów, których nie opłaca się zatrzymywać co 1,5 km. Majewski chce też przesunąć godziny szczytu. Badania wykazują, że większość warszawiaków nie przyjeżdża już do pracy na godz. 6.30, ale na 8 albo 9.

Ale zmiany nie ruszą bez uzgodnień z dziewięcioma związkami zawodowymi (90 proc. pracowników spółki to związkowcy). – Z moich obserwacji wynika, że największy tłum jest od godz. 6.30 – twierdzi przewodniczący Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych Leszek Komendacki.

– Kolej wciąż dowozi ludzi do fabryk na pierwszą zmianę, tylko fabryk już nie ma – kpi Adrian Furgalski.

– Rozkład jest pisany pod konkretnych kolejarzy? Nie wiem o takich przypadkach – mówi przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Transportu Ryszard Filochowski. – O pomyśle na nowe rozkłady wiemy za mało. Zarząd nas o nich wystarczająco nie poinformował – twierdzi.

Majewski został ściągnięty do spółki jako człowiek, który przeprowadzi zmiany. Zastąpił zaprzyjaźnioną z marszałkiem Adamem Struzikiem prezes Halinę Sekitę. Ostrymi stwierdzeniami nowy prezes wytoczył totalną wojnę tzw. leśnym dziadkom – to nieoficjalna nazwa zachowawczej grupy w spółce. Walka jest ostra. Była rzeczniczka spółki Donata Nowakowska oskarżyła ekipę Majewskiego o mobbing. Związany z PSL przewodniczący rady nadzorczej Waldemar Kuliński zabronił pojechać prezesowi na branżowe targi Trako w Gdańsku. W poniedziałek nastąpi kolejna próba odwołania prezesa.

*reformy zapowiadane przez nowego prezesa

Szef Kolei Mazowieckich zaprezentował strategię na lata 2010 – 2020. Jeśli dostanie zielone światło od rady nadzorczej, obiecuje do końca tego roku wprowadzić nowe rozkłady (z przesunięciem niektórych kursów na „biurowe” godziny). Obiecuje też uruchomić przy ul. Targowej centrum zarządzania kryzysowego, które będzie oparte na odbiornikach GPS w pociągach. W dalszych planach są instalacja kamer w składach, wprowadzenie oznaczeń linii na wzór komunikacji miejskiej i uruchomienie ekspresu regionalnego między lotniskami: Okęcie i Modlin.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane