Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Filmy zmieniają się razem ze mną

Urszula Lipińska 07-05-2010, ostatnia aktualizacja 11-05-2010 21:55

O obawie przed motylami, fascynacji Polańskim i Kieślowskim oraz równouprawnieniu kobiet stojących za kamerą mówi reżyserka filmu „Jaśniejsza od gwiazd”. Jego przedpremierowy pokaz odbędzie się w niedzielę w Atlanticu. Premiera w piątek. Z Jane Campion rozmawia Urszula Lipińska.

*Jane Campion debiutowała w 1989 roku. Ma na koncie Złotą Palmę w Cannes oraz Oscara za scenariusz „Fortepianu”. „Jaśniejsza  od gwiazd”  jest jej siódmym filmem
źródło: materiały prasowe
*Jane Campion debiutowała w 1989 roku. Ma na koncie Złotą Palmę w Cannes oraz Oscara za scenariusz „Fortepianu”. „Jaśniejsza od gwiazd” jest jej siódmym filmem

„Jaśniejsza od gwiazd” jest efektem pani wieloletniej fascynacji listami Johna Keatsa do Fanny Brawne. Każdy z pani filmów powstaje pod wpływem osobistego doświadczenia poezji czy literatury?

Jane Campion: Rzeczywiście, impulsem dla wielu z moich filmów jest przeżywanie literatury, nawet jeśli nie adaptuję konkretnej książki. Uwielbiam prozę George Eliot i wiersze Emily Dickinson, kocham twórczość sióstr Bronte. Te inspiracje są zapisane głęboko we mnie, ale fascynują mnie różne światy.

Przy kręceniu filmu posiłkowała się pani m.in. biografią Keatsa autorstwa Andrew Motiona i listami Johna i Fanny. Mając dostęp do licznych źródeł historycznych, pozwalała sobie pani na porywy wyobraźni? Fanny zachowała wszystkie 33 listy, które napisał do niej Keats. To piękne, wzruszające miłosne arcydzieła. Niewiarygodne, że można je dziś przeczytać niczym kronikę ich krótkiego, bo zaledwie dwuletniego, związku. Owszem, istnieje wiele świadectw epoki, w której żyli moi bohaterowie, i mogliśmy odtworzyć każdy szczegół strojów oraz pomieszczeń. Ale ja w pracy często kieruję się sercem. Dlatego choćby scena, w której do sypialni Fanny wlatują dziesiątki motyli, powstała w całości w mojej wyobraźni. Długo się nad nią zastanawiałam. Obawiałam się nawet, czy nie jest zbyt brawurowa.

W pani twórczości widać dwie natury. Jedna jest delikatna, skrywająca uczucia, druga – spontaniczna i czasami wulgarna jak w „Sweetie”, którą pani debiutowała. Z czego to wynika?

Nieprzerwanie przyglądam się sobie. Wprawdzie nie cofam się do swoich dawnych filmów, nie oglądam ich, ale podejrzewam, że zmieniają się one razem ze mną. Ich bohaterki są przecież do siebie podobne. Mają w sobie pierwiastek buntu i determinację, żeby żyć zgodnie z własną intuicją.

Jakie obrazy odcisnęły piętno na pani życiu?

Nie istnieje film, dzięki któremu zostałam reżyserką, choć od najmłodszych lat spędzałam czas w kinie. Moja mama była nieco nieobliczalną osobą, zezwalała mi na dużą swobodę. Odnoszę nawet wrażenie, że czasami zabierała mnie na filmy, na które byłam jeszcze za mała. Olbrzymie znaczenie miały dla mnie dzieła Luisa Bunuela, zwłaszcza „Piękność dnia”, ale także „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego, na którym uczyłam się warsztatu reżysera. A w domu mam cały „Dekalog” Kieślowskiego na DVD.

Wielokrotnie zabierała pani głos w dyskusji na temat niewielkiej liczby reżyserek. Fakt, że Kathryn Bigelow w tym roku odebrała Oscara za „The Hurt Locker. W pułapce wojny” postrzega pani jako przełom, kompromitację podziału kina według płci?

Myślę, że zwycięstwo „The Hurt Locker” w najlepszym stylu dowodzi, że w kinie podziały płciowe są nieuczciwe. Film nakręcony przez kobietę automatycznie i zarazem krzywdząco uznaje się za kino feministyczne. Oscar dla Kathryn Bigelow to przełom, bo wydaje mi się, że teraz będziemy z mężczyznami w branży na równych prawach. Ja, choć zawsze w centrum stawiam kobietę, uwielbiam cykl o Jamesie Bondzie, zwłaszcza „Casino Royale”.

„Jaśniejsza od gwiazd” powstawała w ojczyźnie Bonda, natomiast poprzedni film, „Tatuaż” – w Stanach Zjednoczonych. Wróci pani jeszcze do Nowej Zelandii, gdzie powstały największe pani filmy, m.in. „Fortepian”?

Oczywiście, już przy następnym projekcie. Zabieram się do pracy nad kryminałem na podstawie książki Alice Munro „Uciekinierka”.

„Jaśniejsza od gwiazd” – kino Atlantic, ul. Chmielna 33, tel. 22 827 08 94 niedziela, godz. 18.15 bilety: 23 zł

Życie Warszawy

Najczęściej czytane